- Po skończeniu studiów, nie wiedziałem za bardzo co ze sobą zrobić. Nie chciałem roboty w swoim
wykształceniu a w trakcie najdłuższych wakacji w życiu zrobiłem prawo jazdy na
autobusy. Kasa wydawała się dobra w miarę perspektywiczna i lekka. Zgłosiłem
się na nabór i od ręki dostałem pracę. Najczęściej jeździłem linią A, którą
mieszkańcy ze wschodu nazywają „Annuszką”,
choć zdarzały mi się też inne autobusy.
- I co? Dlaczego
skończyłeś pracę w zbiorkomie?
- O tym chciałem
opowiedzieć, nie przerywaj mi tylko słuchaj!
Siedzieliśmy w pracy
przypominającą biurokratyczną Kafkiadę. Czas zajmowało nam przekładanie
papierów z jednego pudła do drugiego. Proces najczęściej kończyliśmy w połowie
– kiedy to trzeba było zrobić coś konkretnego – więc narastał bałagan, generowany odgórnie przez naszych przełożonych. Wszystko działo pomimo naszej
woli spokojnej i ułożonej pracy a czasem także bez wiedzy. Miesiące później dowiadywaliśmy o obowiązujących od dawien dawna rozporządzeniach i
poprawialiśmy wszystko zgodnie z nowymi wytycznymi. Co jeszcze w biurokratycznej kafkiadzie należy
robić? Najczęściej nie to co potrzebne a to co przyniesie największą ilość zarejestrowanych
i wykonanych spraw w wykazie akt. Ilość załatwionych spraw to podstawa naszej
oceny rocznej, a co za tym idzie także i premii. Spis spraw stał się swoistym rankingiem
pracowitości – mimo, że nie spełniał swojej roli – i nie mierzył zaangażowania
poszczególnych mrówek w systemie. Więc rejestrujemy papiery krążące po naszej
małej komórce organizacyjnej i przybijamy pieczątki. To co na papierze,
przepisujemy również do bazy danych w komputerze. Wiadomo XXI wiek.
Co ważniejsi ludzie. dorobili się nawet
własnego datownika. Mi on nie przypadł do gustu, wolę długopis. Kiedy nie było przełożonych rozmawialiśmy o
poprzednich doświadczeniach. Najciekawsze historie zawsze opowiadał dawny
kierowca autobusu. Kuba. Uznał, że nasza nudna praca lepsza jest od stresującej
i zawałogennej roboty kierowcy.
- W starej pracy zawsze
było ciekawie - zaczął leniwie ziewając – jeżdżąc zwłaszcza nocnymi autobusami
spotykasz się z całą gamą indywidualności, o których, możesz nawet nie wiedzieć
będąc przeciętnym pasażerem.
Rozmowę przerwał kolejny
telefon. Odebrał Grzesiek, kolega z działu wiecznie udającego zajętego a tak
naprawdę przez większość dnia szukał figurek do malowania po portalach
aukcyjnych.
- Tak słucham, tak
reprezentuję Firmę w tej sprawie. Nie, nie wiem kiedy podpiszemy umowę. Sprawa
musi dojrzeć. – trzasnął słuchawką o telefon i wrócił do przeglądania
Internetu.
- Na czym skończyłem –
zastanawiał się Kuba. A tak, nocne przejazdy Annuszką. Słuchaj. Czasy
przejazdów nocnych są zdecydowanie krótsze. Musimy jeździć szybciej. Pewnego
razu widziałem grupę przegrywów - studentów stojących na przystanku na żądanie
machającą w moją stronę. Co mogłem zrobić? Jeślibym się zatrzymał to miałbym
dwa problemy.
Pierwszy, spóźniłbym się
na następny przystanek regularny.
Drugie co gorsze, cała ekipa wyglądała na mocno pijaną, Nie chciałbym by mi
zarzygali wnętrze autobusu.
- I co zrobiłeś? Spytał Grzesiek włączając się w rozmowę.
- Jak to co? Rura i do
przodu. Nawet wybiegli zdezorientowani na ulicę, ale byli już za bardzo wcięci
by nagrać mój autobus albo gdziekolwiek składać skargę na kierowcę. Tym razem
mi się upiekło. Była też inna sytuacja. Dwóch chłopaków stało na nocnej linii w
przegubie i jadło kebaby. Wszedłem ostrzej w zakręt i się wywrócili a kebsy
wylądowały na podłodze. Coś krzyczeli do mnie z połowy długości pojazdu, ale
nie podeszli, tylko umazani białym sosem czosnkowym wyszli na kolejnym
przystanku. Uśmiech na twarzy starałem się ukryć do końca zmiany!
Gdy wyszedłem z zajezdni
nie mogłem dłużej powstrzymać śmiechu i parsknąłem na cały głos. Trzy dni
później przy kolejnej nocce portier przy wyjściu z pracy pytał mnie z czego się
tak śmiałem – nieważne – rzuciłem mu od niechcenia i wsiadłem na rower.
- Wygląda to na znacznie
ciekawszą od naszej pracy - powiedziałem to w rytm przybijanych pieczątek do
faktur „sprawdzono pod względem
formalno-prawnym”. Może i nie zarabiałem najwięcej, ale za to w przypadku
kontroli naszych wydatków moja kochana Instytucja wyprze się mnie jak
niechcianego dziecka. Znów w myślach narzekam a trzeba wrócić do rozmowy…
– Dlaczego zrezygnowałeś?
- To była jednak bardziej
stresująca od obecnej praca. Na nocnych jazdach musiałem się użerać z
narkomanami i menelami. Raz rozdygotany student, który nie wcisnął guzika stopu
przy enżetce wyciągnął telefon i nagrywał mnie 15 minut komentując, że on tego
tak nie zostawi, że ma tatę w radzie miejskiej i w ogóle to jestem skończony.
Chyba ojciec nie zadziałał zbyt wiele, może nawet załamał się ze wstydu, gdy
obejrzał jak głosem piskliwego kurczaka synek wyzywa ciężko pracującego
kierowcę.
Bywało też śmiesznie. Wjeżdżam po nocce na zajezdnię i każę menelowi
wysiadać.
Burknął i kazał mi
spierdalać. To mu spokojnie powiedziałem, że zaraz wjadę na teren zajezdni i
nie będzie tak miło. Wkurzył się, podszedł do mnie i zaczął walić w pleksję
oddzielającą mnie od pasażerów. Zanim się zorientował staliśmy już na zajezdni
a do autobusu wszedł barczysty ochroniarz i wytargał go za szmaty z autobusu.
- Jeszcze na odchodne powiedziałem mu, że
ostrzegałem a ten ze strachem w oczach nic już nie powiedział!
Jeszcze innym razem typ,
leżał na środku Grabiszyńskiej. To się zatrzymuje na przystanku, wypuszczam
ludzi i dzwonię po Policję. Wiesz co? To był mój sąsiad -Ziggy. Największy
wariat Ołbina. Policjanci próbują się z nim skontaktować a on się ocknął i jak
robot zaczął recytować:
-Przed
wyruszeniem w podróż, należy wziąć ekwipunek. Idę do Santiago Di Compostelo.
Zostawcie mnie, długa droga za mną jeszcze dłuższa przede mną.
Para młodych Policjantów
popatrzyła się na siebie. Jeden mówi do drugiego, że dziadek jest w szoku i
mamrocze. Pytają się go jak on ma na imię, a on nic!
Zapaliłem papierosa, oparłem
się o autobus i im powiedziałem, że ja tego Pana znam. Mieszka on na Ołbinie a
w wolnym czasie hoduje mole. Skrzętnie to odnotowali i zawieźli go do szpitala.
Przez tydzień miałem spokój od czuba, jednak niestrudzony wrócił do żywych i
znów uprzykrza mi życie… Całą książkę albo film można by o nim zrobić.
Niesamowicie barwna postać.
- Ha ha ha, tego się nie
spodziewałem.
Dlatego wolę urzędniczą pracę. O! Już 15:30, zaraz kończymy. Może jutro opowiem Ci inną historię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz