piątek, 8 grudnia 2023

Pub Przekręt

 


Na trzecim roku studiów postanowiłam dorobić do skromnych środków przesyłanych mi co miesiąc przez rodziców. Zmusiła mnie do tego przede wszystkim inflacja, która na początku grudnia 2023 roku może i zwolniła ale ceny nadal rosły. Kolejnym argumentem stała się zdrowa (w moim mniemaniu) chęć większego usamodzielnienia się. Decyzja była spontaniczna. Jako studentka Polibudy na dziennych mogłam pracować jedynie w weekendy. W trakcie jednego z piątkowych wyjść do Pubu Przekręt zauważyłam na drzwiach ogłoszenie: „szukamy pracowników”.
Następnego dnia, przed południem zadzwoniłam do właściciela.

- Powiem Pani w skrócie. Oferujemy 30 zł na godzinę, napiwki do podziału i procent z dziennego utargu. Studiuje Pani?

- Tak, na dziennych.

- Mogę Pani zaoferować pracę w weekendy. Tylko jest jeden drobny problem…

- Jaki? Zapytałam, czekając na jaśniejszą odpowiedź.

- Klientela to jebane piwniczniaki. Wie Pani… Polibuda. Ludzie wysyłają do mnie skargi, że „hehe papież, żółta morda”, albo że jakiś typ wyrzygał się do zlewu w kiblu… Ale muszę ich tolerować. Stanowią większość moich klientów. Gdybym ich wyrzucił, z pewnością czynszojad właściciel lokalu by mnie wyrzucił na zbity pysk i nie wystarczyłoby mi kasy na wynajem tego Pubu.

- Rozumiem, ja nie widzę problemu, sama jestem z Politechniki. Przerwałam mu w pół zdania.

- Czyli… Chce Pani u nas pracować? Spytał mnie niepewnie.

- Co w tym dziwnego?

- Nic, może Pani zacząć pracę u nas w przyszły piątek. Zmianę zaczynamy o osiemnastej. Pasuje Pani?

- Pewnie, do zobaczenia.

Mijały kolejne szare dni aż przyszedł piątek. Szef podsunął mi umowę zlecenie pod nos, podpisałam ją nie wchodząc w szczegóły jej treści. Współpracownicy płci męskiej wyjątkowo ochoczo przeprowadzali ze mną szkolenie. Jedna rzecz mnie zaniepokoiła łysy barman zbliżający się do trzydziestki przypadkiem chlapnął:

- Dziwne, jesteś pierwszą kobietą za tym barem…

- Jak myślisz, dlaczego? Spytałam z szelmowskim uśmiechem.

- Zaraz się przekonasz.

Przyszła godzina dziewiętnasta, pojawili się pierwsi klienci. Od razu pojawiła się grupa kilkudziesięciu spierdoxów z Polibudy. Podszedł pierwszy do baru. Niski, długie włosy i gruby.

            - Na moje to ty jesteś elfem. Na dodatek najebany, idealnie. Pierwszy klient.

            - Ok, dzięki… Co podać?

- Ipkę gurwa, a do tego szocik wódki. Nalałam mu piwo, podałam szota. Zapłacił. Wypił szota przy barze. Zrobił się fioletowy i odszedł do swojej grupki.

Obsiedli oni kilka stolików. Niczym tatarska Orda rozbili swój obóz nieopodal kibla. Zaanektowali również piłkarzyki. Podchodzili do mnie grupami po pięć czasem siedem osób na raz. W ciągu godziny większość była już po dwóch piwach i dwóch szotach.
O godzinie 20:37 jakiś gruby kuc przyszedł do baru i kupił litr najtańszej wódy. Gdy tylko zapłacił kartą powiedział pod nosem:

- Normiki mają wykuriwać. Nie zrozumiałam o co mu chodzi. Po pięciu minutach już wiedziałam. Te spierdoliny zaczęły się drzeć.

- Wszystkie normiki mają wykuriwać! Powtarzali w szale. Za tym okrzykiem wódka ruszyła w obieg. Każdy z nich wypił solidnego łyka. Wiedziałam, że to się źle skończy jednak postanowiłam dalej realizować zamówienia udając, że to normalny dzień w normalnym barze. Bo co ja miałam do gadania?
O 21:36 zaczęło się. Tatarzy spierdolenia umysłowego rozpoczęli odliczanie.

- Dziesięć, dziewięć, osiem, siedem, sześć, pięć, cztery, trzy, dwa, jeden!
Kilkadziesiąt spierdolin rozpoczęło rytualne odśpiewanie swojego Hymnu – Barki. Najbardziej zdziwiony był normicki Koreańczyk, który przyszedł na jedno piwo po ciężkiej pracy czyli oraniu Saszek i Sebków na produkcji paneli do monitorów LG. Reszta wiedziała co ich czeka.

Chciałam zrobić sobie przerwę od zgiełku baru. Wyszłam do palarni zebrać kiepy do śmietnika i puste szklanki. Jakaś blondynka wkręcała czterdziestolatkowi na wyparciu (ubierał się jak połączenie skina z punkiem, a zachowywał jak dwudziestolatek), że ona studiuje budowę rakiet i zamierza pracować nad polskimi rakietami wynoszącymi satelity. Idiota złapał za haczyk (a może po prostu szukał pretekstu do podrywu?) i pomimo promila we krwi starał zadawać się jej rzeczowe pytania. Ja jednak musiałam wrócić za bar, więc nie podsłuchałam za wiele z ich rozmowy.

A za barem dalej było słychać jęki i okrzyki Mongołów mających obozowisko dwa metry od mojego miejsca pracy…

Na szczęście, impreza nie trwała zbyt długo. Chłopaki były zbyt mocno napite by ją kontynuować. Kilku z nich najbardziej zaczadzonych dymem papierosów palonych w naszej palarni i alkoholem poległo i od jedenastej zgonowali na kanapach. Najtwardsi wytrwali do dwunastej. Myślałam, że to koniec moich męczarni ale na koniec po pierwszej kolega z baru podszedł do mnie i nieśmiało powiedział:

- Jesteś nowa, a zlew jest zarzygany w męskim. Czyń honory.

- Nie ma mowy!

- Następnym razem ja idę. Upierał się. Więc poszłam. Wyjście zza baru też było traumatyczne. Jakiś najebany kuc złapał mnie za dupę, po czym przewrócił się na podłodze śliskiej od rozlanego piwa. Cóż, Karma. Jest jakaś sprawiedliwość na tym świecie.

Przed drugą byłam już w domu. Starsi stażem barmani mają bowiem patent na nocnych klientów. Po dwunastej puszczają najgłośniej jak tylko mogą kuc-metal. Nawet najwięksi melomani po dziesięciu minutach odpuszczają i wychodzą.

Skończyła się noc, przez cały sobotni poranek rozmyślałam o tym co tak naprawdę się odjebało w tym Przekręcie.  W końcu zadzwonił szef.

- I jak? Podobało Ci się?

- Rezygnuję. Nie nadaję się do tego.

- Spoko, zrobię Ci przelew na 240 złotych.

Skurwiel nawet nie próbował mnie przekonać. Chyba obejrzał sobie fragmenty nagrań z kamer by oszacować straty.