poniedziałek, 18 września 2023

Człowiek grzyb

Pamiętacie Lenina? Wodza Rewolucji Październikowej? Ja też, nawet za dobrze…Dzielę z nim i grzybami podobną historię. Otóż wódz Sowietów o rysach Kałmuckich stopniowo był przejmowany przez grzyby… Konsumował ich za dużo, najpierw były to zwykłe podgrzybki, kanie albo kurki lecz z czasem wraz z żoną zaczęli eksperymentować z psychodelikami. Z czasem te organizmy wypełniły cały jego organizm i przejęły nad nim kontrolę. Był pusty w środku. Dosłownie, grzybnia była na tyle złośliwa, że zaczęła z niego wychodzić. Lekarze nie chcieli ucinać nowych grzybni w obawie przed śmiercią pacjenta.  Trochę to podobne do historii ślimaków, których układ nerwowy przejmuje wyjątkowo paskudny nicień. Zainfekowane ślimaki, pną się ku górnym partiom liści, tylko po to by wystawić się ptakom, które mają je  zjeść, tylko po to by później je wydalić i tym samym wrócić do biednych ślimaków prześlizgujących się po kupach ptaków. Nic z tym nie można zrobić, bo nicień staje się jednością z głową ślimaka. Nawet gdyby jakiś weterynarz usunął nicienia najprawdopodobniej zabiłoby to nosiciela. 

Wróćmy jeszcze na chwilę do grzybów.  To osobne królestwo organizmów żywych. Są pożyteczne. Grzyby jako ostatnie ogniwo łańcuchów pokarmowych w przeciwieństwie do roślin pobierają substancje organiczne z środowiska i rozkładają je w procesie biochemicznym, być może Lenina wykończyły właśnie one. Zjadły go od środka a później wycieńczony organizm się poddał. Nie wgłębiam się w to. Liczę, że lekarze są ze mną szczerzy i wszystko dobrze się skończy. 

A jak to się zaczęła moja historia?  

Wyszedłem na spacer z dziewczyną do Parku Szczytnickiego nieopodal Hali Stulecia. Chciałem zaimponować swoimi zdolnościami przetrwania w miejskiej dziczy i zjadłem Hubę wyrastającą z pnia starego ściętego drzewa. 

- Co ty robisz, zatrujesz się! -  Krzyknęła licząc na odrobinę mojego zdrowego rozsądku.  

- Że co robi? – Powiedziałem do niej imitując głos Karola Wojtyły z programu „Ziarno”.  

- Jeszcze, zostaniesz grzybem albo brzuch Ciebie rozboli. Kontynuowała.  

- Jak mi dadzą to jem. – W sumie nie była to najlepsza rzecz, jaką w życiu zjadłem. Wziąłem kilka kęsów i odrzuciłem resztę w bok.  

Wróciliśmy do domu. 

 Początkowo nic mi nie było. Czułem się dobrze. Po trzech dniach zacząłem zmieniać swoje podejście do życia. Większość czasu spędzałem w piwnicy mojej kamienicy, gdzie jak tłumaczyłem „jest przyjemnie i chłodno”. Podjąłem decyzję o rezygnacji z pracy i życia z oszczędności a z mojej twarzy nie znikał uśmiech.  
Minął miesiąc, potem drugi, ja czułem się coraz bardziej zrelaksowany. Powoli stawałem się osobowością medialną. Moje vlogi przez stoicki spokój i uśmiech zgarniały coraz większe zasięgi. Zacząłem nawet więcej zarabiać niż przed swoim zgrzybieniem i zpiwniczeniem. Dziwne, zawsze myślałem, że to ciężka praca i solidność jest podstawą godziwych zarobków. Jest jednak inaczej. Nie narzekałem, bo i po co? 

Wszystko toczyło się swoim rytmem a ja nauczyłem się żyć przeistaczając się w grzyba. Zacząłem poruszać ten temat na swoich filmikach i żartować, czy mój czerwony grzyb (o co chodzi, będą wiedzieć wszyscy fani Szkolnej 17 - upraszam o nie nadinterpretowanie mojego pamiętnika) zamieni się w prawdziwego grzyba.  

Mijały kolejne miesiące, jesienią byłem już rozpoznawalną postacią medialną i wzbudziłem zainteresowane pewnych kręgów. Na spotkanie w Sali Rycerskiej Ratusza zaprosił mnie Jacek Sutryk. Przyjąłem je i udałem się na miejsce.  

Wszedłem do budynku. W recepcji siedziała wysuszona śliwka -blondynka z rzadkimi włosami.  

  • - Dzień dobry. Ja do Pana Prezydenta. Jestem tym celebrytą od grzybów.  

  • - Pan Sutryk na Pana czeka. Zaprowadzę Pana. Była już tak znudzona w swoim tonie, że prawie zasnąłem. 

Przeszliśmy przez krótki korytarz. Pan Prezydent stał w rogu Sali Rycerskiej i patrzył przez okno. Podszedłem do niego, recepcjonistka zatrzymała się w drzwiach. 

- Zostawię Panów. Powiedziała i wyszła. 

- Wodnicha Brunatnobiała. Powiedział, obrócił się i wyciągnął rękę w moją stronę.  

- Co?  

- Wodnicha Brunatnobiała! Powtórzył, tym razem szybko nie wymawiając litery „r” w słowie brunatnobiała. Przez cały czas patrząc przez okno w dal. 

- Dalej nie rozumiem… - Słyszałem różne historie o Prezydencie, ale czegoś takiego się nie spodziewałem. O co mu chodzi. 

- Jestem taki jak ty głąbie! Moje imię i nazwisko w krainie grzybi-ludzi to Wodnicha Brunatnobiała. Tak jak twoje to… 

- Huba Zwyczajna. Teraz wszystko rozumiem. Myślałem, że jestem wyjątkowy.  

- I tak i nie. W kręgach Słowiańszczyzny to właśnie my grzybo-ludzie rządzimy krajami i wyznaczamy trendy kulturalne. Anglosasami może faktycznie rządzą Jaszczury u nas królują grzyby. Od 1917 roku rządzimy Rosją z przyległościami a po 1945 roku przejęliśmy resztę Europy środkowo-wschodniej. 

- No i co z tego dla mnie wynika?  

- Niewiele. Zyskasz ochronę i promocję w czymkolwiek będziesz pracował. Dbamy o wszystkie grzybki. No chyba, że zaczniesz uświadamiać ludzi co się dzieje. Wtedy się Ciebie pozbędziemy.  

- No i tu jest problem. Przecież ja otwarcie mówię ludziom, że jestem grzybem. 

Ale Ci nie wierzą, bo nie chcą wierzyć. Ludzie lubią się łudzić, są wygodni i konformistyczni. Wypierają rzeczy nie pasujące do ich światopoglądu. Nikt w twoje gadanie nie wierzy. Może poza Gabrielem Augustem Tarasiukiem albo takim Podleckim Markiem, którego zresztą zlikwidowaliśmy. 

  • - Czyli dla mnie zostaje wszystko po staremu? 

  • - Zostaje. Masz się zachowywać tak jak wcześniej. - Sutryk odszedł od okna i zaczął maszerować przez Salę Rycerską. - Tylko pamiętaj, tej rozmowy nigdy nie było. Złóż wniosek o dofinansowanie w wydziale kultury na 50 tysięcy złotych, jakiś podcast, cokolwiek.  

  • - I co? Dostanę kasę?  

  • - Tak. Drugie piętro, trzecie drzwi po lewej. Wszystko przygotowaliśmy. 

  • Dobrze.  

  • - Żegnaj mała Hubko. Powiedział do mnie - poklepał mnie po ramieniu odszedł od okna i wyszedł. 

Ja natomiast poszedłem po obiecane pieniądze. Dostałem je. Urzędnicy byli bardzo dla mnie mili. Dziewczynie powiedziałem, że byłem na spotkaniu Wydziału Kultury. Nie wspominałem nikomu o krótkiej rozmowie z WodnichąZa środki w piwnicy stworzyłem małe studio, w którym przeprowadzałem wywiady z innymi grzybami. Seria okazała się niezwykłym sukcesem. Niestety dziś po latach przychodzi mi zapłacić za sukces. Grzyb niczym nowotwór zaczął mnie zabijać w wieku 35 lat. Najlepsi lekarze grzybo-ludzi (tu kolejna zagadka rozwiązana, NFZ ma drugi potężny budżet na nasze leczenie) podtrzymują moją egzystencję na powierzchni balansując między śmiercią moją i grzyba.