Dlaczego najlepsze
pomysły rodzą się w najgłupszych umysłach? Nie wiem, choć się domyślam. Pewnie
jest tak, po części przez brak zahamowań, butę i arogancję, która cechuje ludzi
po prostu głupich. Z drugiej strony te same wady mogą być przyczynkiem do
czegoś wielkiego i wspaniałego. Tak właśnie myślał Tomek, który w końcu po hucznych
obchodach Dni Miasta poprawionych jeszcze imprezą „Pod Aniołem” przyznał
rodzicom, że z jego studiów nic nie wynika i nie wyniknie.
Rodzice uznali, że nie
będą więcej mu dawać pieniędzy i Ananas ma się sam utrzymać. Znalazł pracę jako
kasjer w żabce, specjalnie wybrał sklep w mieście oddalonym o 4 km od
rodzinnych stron by jego koledzy nie mogli się z niego naśmiewać i przeszkadzać
mu w pracy. Praca była ciężka i nudna. Wstawał o 4:30 rano i starym matizem
jechał do pracy, gdzie najpierw miał odbiór towaru, potem obsługiwał
mieszkańców. O 6 przychodziły menele cierpiące na syndrom odstawienia. Kupowali
zazwyczaj specjal mocny w butelce i czerwone Rothmansy.
Między 7 a 8 przychodzili
emeryci po bułki a później to już różnie. Nie było tu w sumie za wiele pracy a
sam właściciel nie pojawiał się często w pracy. Mijały kolejne miesiące a dni
wyglądały tak samo. Aż przyszedł
grudzień.
Pewnego dnia przyszedł
właściciel. Był łysy, miał wąsa oraz brązowe oczy i lekki piwny brzuszek.
Wcześniej kasjer widział go tylko raz, podczas podpisywania umowy to wzbudziło
jego nieufność. Co on tu robi, czy chodzi o kradzieże? Może jakiś paragon się
nie zgadza? Czy na pewno dobrze przeliczyłem kasę za listopad? Zanim jego myśli
urodziły spójną teorię ten go szybko zagadał.
- Młody, ty nie myślałeś,
żeby jakiś biznes rozkręcić?
- Myślałem – powiedział
bez emocji czyszcząc ekspres do kawy.
- Ile tu już pracujesz?
Trzy, cztery miesiące.
- Pięć.
- Halo, poproszę
zaakceptować moją płatność, coś tu nie działa! – Krzyknęła blondynka po
trzydziestce w kierunku Tomka. Ten, oderwał się od naprawianego ekspresu do kawy
i poszedł zaakceptować transakcję. Podążył za nim ajent.
- Dziękuję, zapraszamy
ponownie, do widzenia. – Rzucił automatycznie Tomek i spojrzał na właściciela. Ten
uśmiechał się jakby chcąc powiedzieć – nieźle!
- Widzisz nadajesz się,
ja jestem teraz zarobiony, zainwestowałem – właściciel wciągnął brzuch i
poprawił pas okalający jego tłuste sadło – chcę się poświęcić w całości
rentierce i dobrze mi to idzie. Nie mam czasu na żabkę. Biznes to praktycznie
samograj, jednak wymaga odrobiny uwagi. Rozumiesz młody?
- Nie.
- Eh młody, lubię Ciebie.
Mam propozycję, odstąpię Ci biznes za 10 koła. Stała klientela, rozpoznawalna
marka. Zarobisz te kilka tysięcy ekstra a żabka wyszkoli Ciebie w jeden
księżyc. Czysty zysk.
- A ty co z tego będziesz
miał? Spytał nieufnie Tomek przechodząc z kasy do magazynu po partię batoników
twarogowych. – Jakiś czub wykupywał regularnie całą lodówkę i mówił, że idzie
na basen więc musi pysznie zjeść by mieć siłę. Chuj to obchodziło Tomka, ale
najwyraźniej pływak nie mógł wytrzymać. Musiał się pochwalić. Za nim podążał
nawijając dalej makaron na uszy potężny ajent.
- Zysk na poziomie 10
tysięcy złotych co miesiąc. Szybko zbierzesz kasę i będziesz mógł zainwestować
w nieruchomości tak jak ja.
- Hmm, ma to sens. Co
musiałbym zrobić.
- Tak się składa, że mam
ze sobą umowę przekazania lokalu, podpisz tylko a zostaniesz właścicielem.
- Zastanowię się – Tomek zawsze
uważał, że jest stworzony do czegoś więcej więc niż bycia kasjerem w żabce. Wziął
ze sobą kartkę podpisaną in blanco przez ajenta.
- No to czekam na podpis
a później masz dwa tygodnie na przelew od! Wówczas ta piękna żabeczka stanie
się twoim królestwem! Na razie!
- Na razie! – Tomek zaczął
się rozglądać po żabce i zaczął sobie uświadamiać co odjebał. W prawdzie ma
kasę na wykup lokalu i przekazanie jego własności, jednak coś przestało grać w
całej kalkulacji. To raczej nie jest samograj. Myślał tak i myślał siedząc w
magazynie pośród palet z żarciem i skrzynkami piwa aż usłyszał skrzeczący kobiecy
głos.
- Jest tu ktoś? Chcę kupić
na zeszyt porterka i fajki.
- Menelica Joanna –
powiedział Tomek i wyszedł z magazynu.
- Już do Pani idę, na
zeszyt? Znów?
- Tak.
- Wie Pani, że ja za
Panią płacę? Uzbierało się już trzysta złotych długu. Możemy to rozwiązać.
Proszę o Pani Podpis na tym dokumencie i zapominam o sprawie.
- Tutaj?
- Tak tu.
Menelica zmierzyła go
wzrokiem i rzekła – Nie mam długopisu!
- Proszę.
- Nie czytam tego, tylko
podpisuję! – Strzeliła parafkę w kwadraciku na samym dole dokumentu.
- Nie tak prędko.
Osiemnaście lat jest?
- Jest, ty debilu!
- Proszę o dowód!
- Żartujesz?!
- Nie, proszę o dowód.
Kasjer przygotował swój telefon i gdy tylko Aśka wyciągnęła Dowód z starego
portfela wyrwał go jej z ręki i zrobił zdjęcie awersu i rewersu.
- Co to ma znaczyć?
- Musiałem zeskanować
Pani dowód czytnikiem biometrycznym, bez tego nie możemy już sprzedawać
alkoholu. – Nachylił się nad ladą i szepnął do niej – Przepisy unijne.
- Aa, rozumiem. Przepisy
w porządku.
W głowie chłopaka urodził
się misterny plan. Chciał opchnąć żabkę menelicy a samemu sprzedać towar i się
ulotnić. Musiał mieć pewność, że ajent też na to pójdzie. Zadzwonił do niego.
Przedstawił cały plan.
- Chyba Ciebie pojebało.
Zostawiam sklep w swoich rękach.
- Ok. Zwalniam się!
-To się zwalniaj! Nie ma
w okolicy lżejszej roboty. Będziesz skręcał baterie Koreańczykom albo kładł podkłady
pod nowe tory kolejowe. Powodzenia i nie wracaj więcej do mnie.
Tomek był załamany,
wrócił rozlatującym się matizem do domu rodzinnego i z nudów zaczął przeglądać na
kanapie zdjęcia w telefonie.
- Chwila, zaraz… Dowód
osobisty, oszczędności.
Chyba możecie się
domyślić jak skończyła się ta historia. Tomek założył menelicy konto bankowe na
jednej z aplikacji mobilnych i nabrał chwilówek na łączną kwotę 800 tysięcy
złotych. Wyzerował konto z oszczędności przewalutowanych na euro. Ulotnił się.
Rodzicom powiedział, że jedzie „gdzieś na Bałkany”.
Do tej pory nie ma z nim
kontaktu. Czasem jednak mama i tato dostają pocztówki z dziwnych krajów –
Bośni, Albanii i Czarnogóry z niewyraźnym podpisem T.